środa, 7 października 2015

Co z tym rozwojem ?

Rozwój osobisty ale to brzmi !

Ładnie co ?

Ale co to tak naprawdę jest? O co w tym wszystkim chodzi ? Dużo teraz o tym jest, można się uczyć i uczyć.. rozwijać i rozwijać...


Ale czy na pewno ? 

Ale czy można zmienić siebie tak całkiem ?

Czy można zmienić swoją osobowość ?

Przez lata karmieni jesteśmy stałością. Jestem ładna albo brzydka, jestem miła lub nieprzyjemna, jestem mądra albo głupia... no wiesz taka już jestem. Co na to poradzę ? Taka się urodziłam.. pomimo przykładów ludzi, którym udało się dokonać zmiany. Rodzice biedni, a On bogaty.. jako nastolatka była brzydka, nikt jej nie zauważał, a teraz taka piękna kobieta.. elegancka, zadbana ma w sobie to COŚ !!

Ej, ma to COŚ ????

 To magiczne i nieznane COŚ... 

 COŚ co się MA albo NIE.

Ale.... Ona/On nie miała/miał tego wcześniej..

Jak więc to się stało ? 

Samo się rozwinęło ? Może jednak ten rozwój coś w sobie ma i warto się rozwijać ???

Najnowsze badania (no może nie takie najnowsze, tylko ja publikację po polsku znalazłam z 2013, choć badania z 2006, niestety muszę podciągnąć mój angielski, aby czytać w oryginale ) Kontynuując - kolejne badania wyraźnie malują różnicę między stałością i rozwojem, a tak dokładniej pomiędzy ludźmi, którzy są nastawieni na rozwój lub tymi nastawionymi na stałość. 

Ale co to właściwie jest ?? 

Nastawienie i przekonania.

Dwie strony medalu. 

Stałość : zakładając że jesteś szczęściarzem i zostałeś przez "świat" uznana za ładną i mądrą. Jupiii. 

Ale czy tak naprawdę?  Teraz dopiero zaczyna się ciężka praca, aby tą "dobrą opinię" utrzymać, bo jak się ktoś dopatrzy, że nie jesteś taka mądra, albo przyjrzy się dokładniej i zobaczy, o zgrozo !!! Zmarszczki, cellulit lub wałeczek tłuszczu na brzuszku!!! 

Przekonanie, że jacyś jesteśmy i koniec tak naprawdę, moim skromnym zdaniem ogranicza nasz potencjał. Jesteśmy tak skoncentrowani, aby udowodnić światu że się nie myli, że czasem brak nam czasu, a często odwagi aby sprawdzić kim tak naprawdę jesteśmy. 

Rozwój : zakłada, że się rozwijamy, więc możemy się mylić i błądzić, bo jesteśmy w drodze do celu. Wszystkie cechy, w tym także sprawczość intelektualną można rozwijać przez pracę. Nie musimy stać w miejscu, przecież wiemy, że stanie w miejscu to de facto cofanie się wstecz. Odważniej o szybciej kroczymy do celu. Kiedy ponosimy porażki łatwiej i szybciej przychodzi nam analizowanie sytuacji i wyciąganie wniosków na przyszłość, bo jesteśmy przekonani, że to naturalne i normalne w procesie rozwoju, a nie koniec świata. 

Carol S. Dweck zrobiła badania i napisała o tym książkę  (juz niedługo ją dostanę i przeczytam, jupiii) mówi też o tym na TEDex, chcesz posłuchać? POLECAM: 


Dlaczego więc  tak wielu z nas tkwi w niewygodnym związku? 

Albo rozbija wszystko dookoła na SWOJEJ DRODZE DO CELU ?


Tyle się tego naczytałam, nasłuchałam...
więc kiedy słyszę kolejną osobę, która przekonuje mnie, że to właśnie dzięki niej znajdę swoje szczęście,  zakończę życie które mnie wkurza i wkroczę do mojego raju to serio, ale tak serio mam dość.

Chcę się rozwijać, ale nie chcę brać udziału w wyścigu szczurów do sera!!

Rozwój to proces, a proces z zasady trwa jakiś czas. Pewnie też chciałabym pstryknąć palcami i mieć coś już,  teraz! Jak zupkę w proszku - zalewasz wrzątkiem i masz. Jednak każdy wie, że to nie jest prawdziwe jedzenie. Myślę, że tak samo jest ze wszystkimi narzędziami wspomagającymi rozwój. Są  takie, które działają szybko, ale są też takie, które wykonują swoją pracę systematycznie i w czasie.

Skończyłam coaching i mentoring i kocham go, ale niektóre z rzeczy które czytam - przerażają mnie.

Zaczynam się zastanawiać czy się nadaję... czy to naprawdę jest dla mnie..

Wierzę, że każdy jest powołany do wolności. Do wolności bycia sobą. Cierpię kiedy widzę, jak człowiek powoli umiera w środku tłamszony przez innych. Albo kiedy rani innych tak bardzo mocno, bo sam jest zraniony.. albo kiedy nie ma odwagi pokazać swojej prawdziwej twarzy, bo boi się że jest niewystarczający.. że nie zasługuje na szczęście, radość czy szacunek, bo jest nie taki jak być powinien... a WIEM że ma w sobie ogrom bogactwa! Cierpliwość, lojalność, wrażliwość... cechy które nie rzucają się w oczy, ale są BEZCENNE.

Chcę mówić ludziom co w nich widzę, bo sami często patrzą na siebie przez czarne okulary.

Wierzę, że człowiek jest genialnie stworzony, że ma w sobie wielką wartość  tylko czasem coś lub ktoś przeszkadza aby ta wartość rozkwitła jak piękna róża :-)

Mam ogromne pragnienie w sercu, aby móc być wsparciem i obserwatorem tego procesu. Dzięki temu co wiem, dzięki temu czego się ciągle uczę, dzięki temu co doświadczyłam...

Czym dla mnie jest rozwój osobisty?
To proces rozkwitania i rozwoju, czegoś co jest małe szare i czasem nieporadne, do pięknej róży czy motyla, bo każdy z nas jest inny i wyjątkowy. Każdy ma swój osobisty kod genetyczny i cel dla którego jest na tym świecie.

Kim jest coach?
Towarzyszem w tym procesie, katalizatorem procesu który się w Tobie rozwija. Wspiera wiedzą, umiejętnościami, spojrzeniem z boku, motywuje i dopinguje :-)

Ale to trwa.. to proces.. trudno w dzisiejszym świecie, w którym wszystko jest szybkie docenić to. Jednak wszystkie rzeczy, które są cenne kosztują. Czasem są to pieniądze, a czasem nasz czas, zaangażowanie, wytrwałość, determinacja... nie jest łatwo, ale jest to realne i możliwe do osiągnięcia. Wspaniałe jest to, że już pierwszy krok, który robisz w stronę celu daje Ci radość... i satysfakcję :-)
Najważniejsze, aby wiedzieć dokąd idziesz i tam zmierzać...

A Ty co o tym myślisz ? Ciekawa jestem... napisz .. proszę ☺

sobota, 19 września 2015

Super mama



Super mama ... to ja ..?

 Czasem nawet wydaje mi się, że jestem OK. Kocham moje dziecko całym sercem, chcę dla niego jak najlepiej ....


   Czy to na pewno wystarczy ? Czy może powinnam wiedzieć więcej i więcej, aby spełnić swój obywatelski obowiązek - być dobrą mamą, nawet nie rodzicem, tylko mamą.
   Nie piję, nie palę, nie biję.. staram się jak mogę.. naczytam się tych wszystkich książek i artykułów.. aby być nie tylko kochającą, ale i mądrą mamą. Już kiedy byłam w ciąży modliłam się o mądrość, abym była mądrą matką. Ale czy jestem ? ... 
   Przerażająca dla mnie jest ta ciągła niepewność i labilność (napisałam to piękne słowo i zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze je użyłam, ale wikipedia pomogła, uffff ~ psychologii oznacza chwiejność emocjonalną, łatwe przechodzenie do stanów skrajnych emocjonalnie, szybkie i częste zmiany emocji ~ dzięki Wiki) A ja przecież jestem KOBIETĄ !!
mam hormonalne fale.. i kogo miałabym się niby zapytać czy "dobrze mi idzie?"
Mam ogrooomne szczęście, bo mój jedyny i pierworodny jest na tyle cudownie stworzony, że raczy mnie od czasu do czasu informacją zwrotną: "Jesteś najlepszą mamą na świecie" - jupiii. Jednakże, jak wiemy, jest w środku taki mały głosik...: "co on tam może wiedzieć ?" przecież innej mamy nie ma, itd...
Takie niby banały.. ale jak mam gorszy dzień - działają !! i to jak !!!
   Więc co ? Może zapytać specjalisty? Po mojej jedynej rozmowie ze specjalistą (w poradni psychologiczno-pedagogicznej) dochodziłam do siebie chyba trzy dni, a podczas rozmowy miałam wrażenie, że toczę bitwę o niego, o siebie.. wsłuchałam co on powinien, a czego nie powinien, jak to ja powinnam, a jak nie powinnam robić różne rzeczy.... Matko !!! Help !!! Masakra !!! Czułam się jak po spotkaniu z czołgiem... Czy mnie to coś nauczyło?? no nie, przy całym moim szacunku do psychologii.. i z moją wiarą w to, że kiedy coś wiemy to łatwiej nam się zmieniać - nie. Właśnie mnie olśniło: CZOŁG. To po prostu było za dużo.. i nie zgadzało się z moim obrazem mojego syna i mnie samej, ale przede wszystkim za dużo !! a wtedy po prostu - mózg mówi: DELETE. Jak nasze stare powiedzenie: co za dużo to niezdrowo! Usłyszałam, że moje dziecko wcale nie jest indywidualistą (po godzinie to po prostu WIEDZIAŁA, chociaż nauczycielka z przedszkola i trener z zajęć piłki nożnej zgadzali się ze mną, ale co ja tam mogę wiedzieć - matka jedynaka)
   Ok, wracając do tematu:
- słowa syna - za mało, 
- specjalisty - za dużo (na raz) ..

   Więc co ? Co i kto odpowie mi na pytanie, czy jestem dobrą mamą... ? 
   Kiedy jeszcze żyłam w stanie - bez dziecka - i patrzyłam na dzieci i rodziców (także swoich) stwierdziłam, że z wychowywaniem dzieci jest jak z bombą z opóźnionym zapłonem.. wychowujesz: czyli gadasz, gadasz, gadasz... i nawet nie wiesz, że on po prostu patrzy, co Ty robisz, jak reagujesz, jak się zwracasz do niego (dziecka) i do niego (ojca dziecka), jak to wszystko się ze sobą przeplata, co to mu daje, co jest dla niego ważne, co jest dla niego wartościowe, co sprawia, że radzi sobie w różnych sytuacjach.. potem: DORASTANIE !!!! Totalna sieczka dla rodziców. Na razie znam to tylko od tej drugiej strony: nastolatki, ale coś musi być na rzeczy, bo kiedy mój tata dowiedział się, że jestem w ciąży to pierwsze co powiedział, to było: "teraz zobaczysz jak to jest!" - i wierzcie mi do dziś pamiętam jego minę. Ten uśmiech satysfakcji, próbował go nawet lekko ukryć, bez skutku.
Ostatnio znalazłam w internecie świetny wykład o naszym mózgu, to co ten pan mówi o mózgach nastolatków - myślę, że może być bardzo pomocne dla wielu rodziców, którzy mają takowego w domu, polecam (o nastolatkach jest pod koniec): https://youtu.be/Z1oBvWpvCYw
Więc dorastanie, to ta bomba, która wybucha, a potem, jak mija.. kurz opada.. hormony wracają do normy, mózg się stabilizuje... no, moja teoria głosi, że wtedy widzimy kim jest ten nasz mały człowiek, co było na tyle silne i stałe i ważne, że się ostało. Cóż, długa jeszcze przede mną droga :-)

  Ale .. ale .. co z tą SUPER MAMĄ ??

   Myślę, że jesteś super mamą :

- kiedy robisz śniadanie rano dla dziecka,
- kiedy uczysz go samodzielnego przygotowania śniadania,
- kiedy nie śpisz w nocy, bo ON jest chory, 
- kiedy zachowujesz spokój, pomimo, że wylał sok na świeżo umytą podłogę,
- kiedy pilnujesz, aby się uczył, chociaż jemu się nie chce,
- kiedy pamiętasz o stroju na gimnastykę,
- kiedy pamiętasz o wizycie u dentysty,
- kiedy trzymasz go za rękę, bo on się tak strasznie boi,
- kiedy całujesz (lub dmuchasz) zbite kolano,
- kiedy myślisz co zrobić na obiad, żeby coś pożywnego zjadł,
- kiedy jesteś z nim na meczu (i patrzysz jak gra) choć nie lubisz piłki,
- kiedy zawozisz go na zajęcia po szkole, chociaż miałaś ciężki dzień,
- kiedy patrzysz, bo ON o to prosi, chociaż już to widziałaś tyle razy,
- kiedy patrzysz na niego z miłością,
- kiedy go akceptujesz takiego jaki jest, wiesz że ma wady i kochasz je,
- kiedy robisz te wszystkie małe i duże rzeczy, CODZIENNIE i dlatego, że myślisz O NIM, chociaż jesteś zmęczona, po pracy, masz doła, albo okres.

Jesteś SUPER MAMĄ, bo nie ma testów sprawdzających Twoją SUPERSKOŚĆ (wiem - nowe słowo), jesteś SUPER MAMĄ, bo kochasz swoje dziecko i nie ma znaczenia, że nie jesteś idealna, bo ktoś idealny NIE ISTNIEJE. Jesteś SUPER MAMĄ, bo jesteś przy swoim dziecku, bo jesteś w tym wytrwała i niezłomna, chociaż nieraz Cię zranił i rozczarował.. Jesteś SUPER MAMĄ, bo mimo wszystko wierzysz w swoje dziecko i nigdy się nie poddasz, choćby nie wiem co... 

Najtrudniejszy dla mnie osobiście moment: kiedy wybucham. 
O jejku, jak straaasznie trudno mi sobie z tym poradzić. 
Kiedy jest miły dzień, fajny czas.. siedzę z synkiem rysuje literki (muszę przy nim siedzieć, powoli staram się go uczyć samodzielności, ale nie jest łatwo) już wysłuchałam, że brzuch boli i że głowa boli, że zmęczony (aha ;-) ) ale wysłuchałam dzielnie. Ponieważ umiera z pragnienia - musiał zrobić sobie kubek wody z sokiem (dużą ilością soku) postawił na stole, mozolnie zabiera się do pisania.. wtem, przypomniało mu się coś co po prostu MUUUSIII mi właśnie teraz powiedzieć i zaczyna gestykulować, BUM !!!! sok zalewa biurko, telefon, nową książkę do szkoły i ... BUM!! Wybucham !! 
Wydzieram się jak szalona, że co zrobił, o czym myślał, że jest psujem, że mam dość !!! Matko, ile tego potrafię wykrzyczeć w jednej chwili !! zaczynam wycierać, no i dlaczego ON jeszcze tego nie robi !! Słowem - masakra. Najgorszy moment, patrzę na niego..

nie wiem czy Wam się to zdarza... 

te wielkie błękitne oczy, zastyga w bezruchu, po prostu się boi...

nie biję go, ale wiem, że słowa potrafią ranić mocno...

wtedy ... wtedy czuję się podle...

myślę, że jestem DO BANI !! 

i te wszystkie starania i codziennie działania .. i całusy i przytualski i mówienie, że jest ważny i cenny..jakoś tak bledną..

tylko dlatego, że jestem zmęczona, że czasem po prostu nie mam siły, a czuję, że muszę - więc robię pewne rzeczy jak robot, chociaż nie potrafię i nie chcę się do tego sama przed sobą przyznać...

bo przecież powinnam, bo muszę, bo chcę, bo należy, bo trzeba, bo nikt inny tego nie zrobi..

Czy przestaję być wtedy super mamą ?  
Czy może po prostu uczę moje dziecko, że nawet ja mam jakieś granice ?
Czy kiedy siadam, przytulam go po tym wszystkim i mówię, że przepraszam, że się zdenerwowałam, ale nie powinnam tak zareagować, że źle zrobił, musi o tym pamiętać, ale przepraszam go za to że wybuchnęłam tak silnie...

Czy wtedy .. jestem super mamą ? Czy tylko mamą ? a może matką ...

Ciekawa jestem co o tym myślisz... 



ja myślę, że wtedy nadal jestem SUPER MAMĄ, 
super nie oznacza dla mnie idealna, tylko: prawdziwa, szczera i kochająca 

piątek, 14 sierpnia 2015

Cudowne wakacje !



Najlepsze wakacje !!!!

W tym roku wakacyjny wyjazd w całości zaplanował mój mąż, nie wiem jak jest w innych małżeństwach.. ale jak MÓJ mąż coś planuje to drżę - i to nie z radości niestety.
Wyjazd do Chorwacji, miejscowość Tisno, bo mój kochany mąż kupił sobie zabawkę, małą łódkę, właściwie ponton, no ale oczywiście z silnikiem, bo inaczej byłaby nuda... Niby super ..
niby?? niby?? wredna baba męża nie docenia, a to skarb przecież największy, jakbym ja miała takiego... - 
spoko, spoko.. już tłumaczę :-)

Kiedy rozmawialiśmy o wakacjach, powiedziałam wyraźnie, że marzę o wakacjach w ciepłych krajach, gdzie jest all inclusive ~ czyt. nie muszę gotować obiadów !!!; 
ale O K zapomniałam, że mój kochający mąż wie lepiej niż ja co jest dla mnie dobre, że ma niewielkie problemy z pamięcią (nasza ostatnia podróż do Chorwacji była dla mnie totalną porażką), że ma problemy ze słuchem, bo nie dosłyszał moich propozycji... O K !!!
Jednym słowem, moje nastawienie do wakacyjnego wyjazdu - do bani !!
Wyedukowana i dużo mądrzejsza niż jeszcze całkiem niedawno postanowiłam: zmienić swoje nastawienie

N i e s a m o w i t e, że naprawdę można to zrobić, sama byłam zaskoczona, ale to działa ! I wcale nie jest takie trudne, a jak już zmienisz ten strasznie dołujący punkt widzenia, na lepszy model jest dużo lżej na duszy i masz czas na fajne rzeczy do zrobienia (a nie tylko siedzenie w miejscu patrzenie w jeden punkt z myślą kołaczącą po głowie "jak On mógł to zrobić? czy On nie w ogóle myśli? itd. itd. itd.) no i miejsce w mózgu na zarejestrowanie dobrych stron zaistniałej sytuacji : WRESZCIE WAKACJE !!!!

Fajnie, że gorąco !!  ale jak ja się pokażę w stroju kąpielowym??????

Jest woda, jest plaża, jest łódka... tylko strój na dupsko i GO !! 
noooo... tylko miałam schudnąć, ale jakoś nie wyszło... 




W tym roku to miał być ten rok, gdzie miałam być taka piękna, taka ładna, taka zgrabna, taka wysportowana (przecież śledzę FanPage Ewy Chodakowskiej)  i w ogóle .. wiesz .. taka ....

A jestem sobą :-( I to dość dużą sobą (podobno w pierwszym roku w Szwecji wszystkie kobiety tyją, takie powietrze, tak powiedziała mi koleżanka i tej wersji będę się kurczowo trzymać !

Więc jestem - sobą - kurde !! i to cały rok starsza niż w zeszłym roku.. ehhh
Przecież ten mój celullit i te fałdy i to wszystko, czego jest za dużo i za brzydkie, albo w ogóle obrzydliwe, jak mam zamknięte oczy widzę wszystko BARDZO dokładnie i WIEM jaka jestem, przecież się znam, mam lustro, nie?

no dobra, no dobra, ogarnij się !!! tydzień upałów, 40 stopni Celsjusza i ... co ?

Halooooo, przecież miałam w końcu się pokochaćzaakceptować taką jaką jestem, przecież nawet wiele razy mi się wydawało, że to już mi się udało, że ten temat jest załatwiony i pogodziłam się z rzeczywistością i żyję pełnią życia. Tylko dlaczego jak mam zdjąć te wszystkie ubrania.. i założyć strój kąpielowy ta moja pewność siebie kruszeje, podstępne myślątka podsuwają mi koszmarne obrazy i dręczące myśli... a kysz!!  

Szybko zakładam strój kąpielowy
... przecież jest śliczny i klapeczki do niego pasują - idealnie !
...i przecież mam ślicznie pomalowane paznokcie 
...i świeżo zrobione stopy, są takie miękkie i śliczne... 
... ufffff trochę lepiej...
powoli otwieram oczy.. jeszcze obrazy idealnych pań z magazynów próbują mnie atakować pod powiekami, ale nie dam się, a co !!

patrzę na odbicie w lustrze .. (nie w dół bo wtedy wszystko jakieś większe, a i tak tylko JA to widzę) .. patrzę na siebie w lustro .. 

ej, wydawało mi się, że mam większy brzuch, odwracam się aby przywitać mojego wroga - cellulit, a tam, ej myślałam, że tam są KRATERY !! a on jest taki normalny, jest, ale nie taki straszny - i wtedy już mi całkiem łatwiej.. postanawiam

1- patrząc w lustro porównywać się z moim wyobrażeniem siebie (ZAWSZE wypadam bosko !!), a nie z paniami z okładek z czasopism FIT,
2 - nie porównywać się z innymi kobietami na plaży (i tak nigdy nie wiem do której jestem "podobna" z figury);
3 - korzystać z życia !! pływać (a nie katować się myślami, że jak będę wychodzić z wody to: wszyscy zobaczą -  czyt. MNIE), wskakiwać do wody (a nie zastanawiać się jak beznadziejnie to musi wyglądać, bo nie umiem skakać "na główkę" i zawsze zatykam nos, bo nie radzę sobie z tą słoną wodą w nosie),
4 - biegać i skakać i brodzić w wodzie nogami i leżeć na ręczniku jak mi wygodnie, a nie jak "ładniej wyglądam" i zamknąć oczy i wystawić buzię do słońca i cieszyć się tak po prostu .. wiatrem, który rozwiewa mi włosy, wodą, która chłodzi moje ciało, ręcznikiem na którym mogę się wygodnie położyć, synem, który kocha mnie taką jaka jestem i uważa, że jestem piękna.. 
taka właśnie jaka jestem, synem, który zasłania mój brzuch, albo piersi, aby nikt obcy ich nie oglądał bo są dla niego CENNE i WARTOŚCIOWE.. 


Postanowiłam mu uwierzyć i cieszyć się tym - to cudowne uczucie !!

Przeżyłam najpiękniejsze wakacje w moim życiu !!! 

Pierwszy raz w życiu byłam wolna. Wolna od kompleksów, wolna od zazdrości wszystkim ładniejszym i zgrabniejszym i młodszym... 

Pierwszy raz w życiu czułam się sobą, czułam się spójna wewnętrznie.

Pierwszy raz w życiu odważyłam się być dla siebie łagodna i wyrozumiała, to cudowne uczucie.

Pierwszy raz w życiu poczułam się naprawdę piękna (choć często byłam szczuplejsza i młodsza).




To cudowne i wspaniałe uczucie.. nie chcę go puszczać, chcę zatrzymać !! na zawsze !!     

Nie dlatego, że jestem jakaś wyjątkowa, tylko dlatego - że JESTEM.

Z całego serca pragnę, aby każda kobieta czuła to w sobie, to nie jest pycha, nie ma w tym dumy raczej .. wdzięczność.. radość.. pokój.. chęć podzielenia się tym z innymi.

przyjechałam do domu z tą radością i energią... i opowiadam.. opowiadam.. (oj czasem potrafię gadać) i koleżanka pyta: 

- ale jak to zrobiłaś ? 
- to był proces, chciałam pokochać siebie już dawno.. - mówię 
- ale.. jak..?

zaczęłam się zastanawiać.. położyłam się spać.. rano kiedy szykowałam się do szkoły otworzyłam szafkę, a na drzwiach kartka.. Oj, no TAK !
Proces zmiany zaczął się dużo wcześniej, myślałam o tym długo, ale często nie mogłam sobie z tym poradzić, postanowiłam się modlić, przecież Bóg wysłuchuje modlitw.. więc postanowiłam wydrukować i powiesić na szafce i modlić się.. i jak to się stało, potem zapomniałam.. 
czasem takie niewdzięczne ze mnie stworzenie, chociaż nie chcę .. tak jakoś samo wychodzi...

Było w tym dużo mojej pracy, ale był też ktoś kto mi pomógł :-) bez Niego nie dałabym rady, kiedy zaczynałam .. płakałam i wołałam o cud, BŁAGAŁAM o cud !!

Tak odległe i nierealne wydawało mi się to 
co dostałam i czym mogę się radować dziś :-)
















poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Początek mojego blogowania

No i zaczynam od nowa, trzeci raz, bo chciałam być taka mobilna i piszę na komórce.. a tu telefon.. wiadomość na messenger... I najgorsze: WYGASZACZ EKRANU !!! Fajnie z jego strony, że oszczędza energię, tylko szkoda, że za każdym razem kasuje co napisałam...
Nawet nie wiem jak to będzie wyglądać.. chciałabym aby było takie ładne.. ale zobaczymy.. piszę coraz szybciej.. jakbym bała się, że się rozmyślę.. że zrezygnuje kiedy po raz kolejny kochany wygaszacz przypomni o sobie :-)

Dlaczego ??? Dlaczego ludzie piszą bloga ? Dlaczego JA chcę go pisać ?
Dużo tego w mojej głowie.. gonią się te myślątka i chcą wyjść....
Givande liv - Owocne życie, bo chcę i pragnę z całego serca aby każdy takie miał !!! 
Takie życie, w którym czujemy się dobrze, które nas podnosi, inspiruje, to ludzie, którzy nas otaczają... to relacje jakie z nimi mamy, to sposób w jaki patrzymy na siebie, na innych, jak radzimy sobie z cierpieniem.. miłością...
Czytam, ogladam, słucham... kiedy czuję w środku to uczucie radości, ekscytacji, euforii, że to co się dowiedziałam jest cenne, jest proste i przystępne.. jest wzbogacające. .. wtedy rośnie we mnie to uczucie i chcę się tym dzielić !!!
Nie chcę zatrzymywać tego tylko dla siebie...
Jeśli jest to dla Ciebie pomocne, inspirujące, bliskie... podziel się ze mną kawałkiem siebie - komentuj :-)
Dla kogo ? Jestem kobietą i piszę dla kobiet, to dla mnie naturalne i takie oczywiste :-) nie oznacza to, że mężczyzna nie jest tu mile widziany... jeśli znajdzie coś dla siebie, coś co pomoże zrozumieć skomplikowany kobiecy umysł... hmmm to napisz o tym, będę z siebie baaardzo dumna ; -)
Jestem żoną, mamą (wg. mojego syna najlepszą), córką, siostrą, kuzynka,  przyjaciółką, uczennicą i nauczycielem, bywam pomocna i potrzebuję pomocy - jestem kobietą. Dużo tego w sobie mieścimy :-)
Kilka lat prowadziłam swoją firmę, pracownię reklamy, jednak to co najbardziej lubiłam w swojej pracy to: ludzie. Kocham z nimi rozmawiać, słuchać, jeśli tylko mogę i potrafię - pomóc :-) 
Dlatego rozpoczęłam studia podyplomowe i w tym roku zostałam oficjalnie coachem. Dużo różnych dróg przewędrowałam w swoim życiu, długo to trwało, często było boleśnie, ale spotkałam na swojej drodze Boga. Jak czasem na to patrzę, to myślę że On zawsze był, a ja zawsze Go szukałam.. tylko często wszystko inne było dla mnie atrakcyjniejsze, bardziej podniecające i przystępne "od zaraz".. więc zamykałam oczy i z uśmiechem poddawałam się fali.. teraz jest inaczej. To jestem ja, nie lubię opowiadać teologii, ale On jest częścią mnie i tak już zostanie. 
Od roku mieszkam w Szwecji i poznaję wszystko od nowa, nowe środowisko, nowy dom, nowy język.. jeszcze jestem radosna, chociaż mówią że to przejdzie... zobaczymy :-)